kącik poezji bikowej
1
The Wheels are in the air,
your fear has disappered,
you've got Power under control...
2
When you do just what you fell,
When you ride horse made of steel,
Then you free-ride it until,
You're in team of Flying Wheel!
3
Freestyle
Freeart
Freelove
and Freeride
is my Freedom
4
When you ride the downhill tracks,
When you take the dirty jumps,
When you fly the best you can,
When that feeling comes to life,
You fell then really alive!
5
Death not scares you anymore,
Danger is by you ignored,
it's the time that you will ride,
'cause you're slave of your bike!
6
It's more than our religion -
it's the only way to live!
I love it - I'll ride 'till I die!
niom ... :P tyle jak na razie moze sie cos jeszcze wymysli
The Wheels are in the air,
your fear has disappered,
you've got Power under control...
2
When you do just what you fell,
When you ride horse made of steel,
Then you free-ride it until,
You're in team of Flying Wheel!
3
Freestyle
Freeart
Freelove
and Freeride
is my Freedom
4
When you ride the downhill tracks,
When you take the dirty jumps,
When you fly the best you can,
When that feeling comes to life,
You fell then really alive!
5
Death not scares you anymore,
Danger is by you ignored,
it's the time that you will ride,
'cause you're slave of your bike!
6
It's more than our religion -
it's the only way to live!
I love it - I'll ride 'till I die!
niom ... :P tyle jak na razie moze sie cos jeszcze wymysli
www.bikeaction.pl
'moja glowa granice mi wytycza' /hurt
'moja glowa granice mi wytycza' /hurt
-
- Posty: 6082
- Rejestracja: 19.04.2004 08:21:44
- Lokalizacja: Jelenia Góra
- Kontakt:
Stare, ale mlodzi moze nie znaja:
Natenczas Wojski chwycił imbusem przypięty
Swój róg Cannondale, drogi, cieniowany, kręty
Jak wąż boa, ręce na drążku zacisnął,
Bacznie przyjrzał się ramie, mostkiem Kore błysnął
Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha,
I do nóg wysłał z niego cały zapas ducha,
I ruszył: sprzęt jak wicher, wśród litewskich lasów
Niesie na dół Wojskiego, zjazdowca wszech czasów.
Umilkli grupowicze z pl.rec.rowery,
Szczękozwisem swój podziw wyrażając szczery.
Starzec całą technikę, z której niegdyś słynął,
Jeszcze raz przed oczami kolarzy rozwinął.
Napełnił wnet, ożywił ich gorące głowy,
Sztukami, które próżno opisywać słowy.
Bo w zjeździe tym historia mieściła się krótka:
Raz za razem o ramę brzęknie ziemi grudka;
Potem furkot powietrze przeciął: to szprych granie;
A gdzieniegdzie zgrzyt sprężyn: amortyzowanie.
Wyskoczył! lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało,
Że Wojski orła wytnie, lecz tak się nie stało.
Jedzie znowu; myśliłbyś: kształty się zmieniały,
To opony, to rama, grubiały, cieniały
Sprzęt przeróżny udając. Raz w błocie po szyję,
Gdy bieżnik, ziemię rwący, przeraźliwie wyje.
Znów zda się, że szosówka ślad za sobą pali
Znów, że jedzie dumne fi dwa osiem cali.
Wystrzelił saltem w niebo! Wszystkim się zdawało,
Że OTB zaliczy, lecz tak się nie stało.
Ujrzawszy rowerowej arcydzieło sztuki,
Powtarzały je Treki Trekom, Lookom Looki.
Wciąż jechał: jakby w nogach posiadł setne nogi,
Rower pędzi, jak rumak spinany ostrogi
Na zgubę wroga w bitwie; aż Wojski do góry
Szarpnął rogi, i wzbił się wysoko nad chmury.
I leciał, rogi trzymał; wszystkim się zdawało,
Że lada chwila spadnie, lecz tak się nie stało.
Ilu gapiów, tyle szczęk urwało się w boru;
Wszystko utonęło wśród zachwytów choru.
I zdawał się im Wojski mniejszym, coraz dalszym,
Na sprzęcie coraz lepszym, coraz doskonalszym,
Aż zniknął gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!
Natenczas Wojski chwycił imbusem przypięty
Swój róg Cannondale, drogi, cieniowany, kręty
Jak wąż boa, ręce na drążku zacisnął,
Bacznie przyjrzał się ramie, mostkiem Kore błysnął
Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha,
I do nóg wysłał z niego cały zapas ducha,
I ruszył: sprzęt jak wicher, wśród litewskich lasów
Niesie na dół Wojskiego, zjazdowca wszech czasów.
Umilkli grupowicze z pl.rec.rowery,
Szczękozwisem swój podziw wyrażając szczery.
Starzec całą technikę, z której niegdyś słynął,
Jeszcze raz przed oczami kolarzy rozwinął.
Napełnił wnet, ożywił ich gorące głowy,
Sztukami, które próżno opisywać słowy.
Bo w zjeździe tym historia mieściła się krótka:
Raz za razem o ramę brzęknie ziemi grudka;
Potem furkot powietrze przeciął: to szprych granie;
A gdzieniegdzie zgrzyt sprężyn: amortyzowanie.
Wyskoczył! lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało,
Że Wojski orła wytnie, lecz tak się nie stało.
Jedzie znowu; myśliłbyś: kształty się zmieniały,
To opony, to rama, grubiały, cieniały
Sprzęt przeróżny udając. Raz w błocie po szyję,
Gdy bieżnik, ziemię rwący, przeraźliwie wyje.
Znów zda się, że szosówka ślad za sobą pali
Znów, że jedzie dumne fi dwa osiem cali.
Wystrzelił saltem w niebo! Wszystkim się zdawało,
Że OTB zaliczy, lecz tak się nie stało.
Ujrzawszy rowerowej arcydzieło sztuki,
Powtarzały je Treki Trekom, Lookom Looki.
Wciąż jechał: jakby w nogach posiadł setne nogi,
Rower pędzi, jak rumak spinany ostrogi
Na zgubę wroga w bitwie; aż Wojski do góry
Szarpnął rogi, i wzbił się wysoko nad chmury.
I leciał, rogi trzymał; wszystkim się zdawało,
Że lada chwila spadnie, lecz tak się nie stało.
Ilu gapiów, tyle szczęk urwało się w boru;
Wszystko utonęło wśród zachwytów choru.
I zdawał się im Wojski mniejszym, coraz dalszym,
Na sprzęcie coraz lepszym, coraz doskonalszym,
Aż zniknął gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!
Gathered on a field of clouds
o ja pierdole... 13-to zgloskowiec :D zwariowalem :)kiwibiker pisze:Stare, ale mlodzi moze nie znaja:
Natenczas Wojski chwycił imbusem przypięty
Swój róg Cannondale, drogi, cieniowany, kręty
Jak wąż boa, ręce na drążku zacisnął,
Bacznie przyjrzał się ramie, mostkiem Kore błysnął
Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha,
I do nóg wysłał z niego cały zapas ducha,
I ruszył: sprzęt jak wicher, wśród litewskich lasów
Niesie na dół Wojskiego, zjazdowca wszech czasów.
Umilkli grupowicze z pl.rec.rowery,
Szczękozwisem swój podziw wyrażając szczery.
Starzec całą technikę, z której niegdyś słynął,
Jeszcze raz przed oczami kolarzy rozwinął.
Napełnił wnet, ożywił ich gorące głowy,
Sztukami, które próżno opisywać słowy.
Bo w zjeździe tym historia mieściła się krótka:
Raz za razem o ramę brzęknie ziemi grudka;
Potem furkot powietrze przeciął: to szprych granie;
A gdzieniegdzie zgrzyt sprężyn: amortyzowanie.
Wyskoczył! lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało,
Że Wojski orła wytnie, lecz tak się nie stało.
Jedzie znowu; myśliłbyś: kształty się zmieniały,
To opony, to rama, grubiały, cieniały
Sprzęt przeróżny udając. Raz w błocie po szyję,
Gdy bieżnik, ziemię rwący, przeraźliwie wyje.
Znów zda się, że szosówka ślad za sobą pali
Znów, że jedzie dumne fi dwa osiem cali.
Wystrzelił saltem w niebo! Wszystkim się zdawało,
Że OTB zaliczy, lecz tak się nie stało.
Ujrzawszy rowerowej arcydzieło sztuki,
Powtarzały je Treki Trekom, Lookom Looki.
Wciąż jechał: jakby w nogach posiadł setne nogi,
Rower pędzi, jak rumak spinany ostrogi
Na zgubę wroga w bitwie; aż Wojski do góry
Szarpnął rogi, i wzbił się wysoko nad chmury.
I leciał, rogi trzymał; wszystkim się zdawało,
Że lada chwila spadnie, lecz tak się nie stało.
Ilu gapiów, tyle szczęk urwało się w boru;
Wszystko utonęło wśród zachwytów choru.
I zdawał się im Wojski mniejszym, coraz dalszym,
Na sprzęcie coraz lepszym, coraz doskonalszym,
Aż zniknął gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!
mickiewicz jeban.y :P
DoMiNiK pisze:Peevo Peevo o me peevo
jesteś dla mnie jak ogniwo
jak ogniwo w mym łańcuchu
przysposabiasz mnie do ruchu
Gdyby nie twój smak bojowy
pasłbym teraz w polu krowy
Peevo dobre jest na nerki
wiedzą także to bikerki
Nie wierz tacie nie wierz mamie
wierz mi ja cię nie okłamie
Jak mi sie przypomni więcej to dopisze.... :P
przeciez to w bikeBoardzie bylo... to jest PLAGIAT :P
Znieść, albo zjechać - oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto kornie
Sprowadzi sprzęt swój kamienistą ścieżką,
Czy ten, komu ramy spawanie niestraszne,
Na dół pospieszy, amor dobijając? Zjechać -
I nic poza tym - i przyjąć, że wspomnienie zjazdu
Uśmierzy ból siedzenia, i tysięcy
Tych wstrząsów, które dostały się ciału
Mimo Boxxera. O tak, taki koniec
Byłby czymś upragnionym. Zjechać - zepsuć -
Naprawić - płacić może? Ha, tu się pojawia
Przeszkoda: jakąż kwotę straszną
Za części nowe przyjdzie nam wybulić
Gdy ścichnie pod nami szprych furkot
I grzechot kamieni? Niepewni wolimy
Wstrzymać się chwilę. I z tych chwil urasta
Długie, potulnie przespacerowane życie.
Bo jaki człowiek zdrowy chciałby znosić
To czym nas zbywa lub znieważa serwis:
Złodziejskie ceny, nadętość pyszałków,
Monopol Japończyków, opieszałość
Majstra, bezczelność sprzedawców i kopniaki
Którymi byle zero upokarza
Wytrawnego cyklistę? Któż by się z tym godził,
Gdyby był w stanie odsunąć ten koszmar
Chodem spokojnym? Któż by nie chciał
Szybkiego od grawitacji zwrotu należności,
Okupionej stękaniem i strużkami potu,
Gdyby nam woli nie zbijała z tropu
Obawa przed tym, co czeka nas w dole,
Przed dobrze znanym sklepowi terminem,
To jest werdyktem: "użytkownik winien",
I gdyby lęk ten nie kazał nam raczej
Stać się turystą pieszym niźli warsztatowym?
Tak to świadomość czyni z nas piechurów
I naturalną skłonność do dzikiego zjazdu
Namysł zamienia w posłuszne dreptanie,
A naszym śmiałym i słusznym zamiarom
Refleksja plącze szyki zanim któryś
Zdąży przerodzić się w czyn. - Ale cicho,
To Kannondelia! Nimfo! W swej szokowej głowie
Racz wspomnieć czasem me niedoszłe zjazdy!
Kto postępuje godniej: ten, kto kornie
Sprowadzi sprzęt swój kamienistą ścieżką,
Czy ten, komu ramy spawanie niestraszne,
Na dół pospieszy, amor dobijając? Zjechać -
I nic poza tym - i przyjąć, że wspomnienie zjazdu
Uśmierzy ból siedzenia, i tysięcy
Tych wstrząsów, które dostały się ciału
Mimo Boxxera. O tak, taki koniec
Byłby czymś upragnionym. Zjechać - zepsuć -
Naprawić - płacić może? Ha, tu się pojawia
Przeszkoda: jakąż kwotę straszną
Za części nowe przyjdzie nam wybulić
Gdy ścichnie pod nami szprych furkot
I grzechot kamieni? Niepewni wolimy
Wstrzymać się chwilę. I z tych chwil urasta
Długie, potulnie przespacerowane życie.
Bo jaki człowiek zdrowy chciałby znosić
To czym nas zbywa lub znieważa serwis:
Złodziejskie ceny, nadętość pyszałków,
Monopol Japończyków, opieszałość
Majstra, bezczelność sprzedawców i kopniaki
Którymi byle zero upokarza
Wytrawnego cyklistę? Któż by się z tym godził,
Gdyby był w stanie odsunąć ten koszmar
Chodem spokojnym? Któż by nie chciał
Szybkiego od grawitacji zwrotu należności,
Okupionej stękaniem i strużkami potu,
Gdyby nam woli nie zbijała z tropu
Obawa przed tym, co czeka nas w dole,
Przed dobrze znanym sklepowi terminem,
To jest werdyktem: "użytkownik winien",
I gdyby lęk ten nie kazał nam raczej
Stać się turystą pieszym niźli warsztatowym?
Tak to świadomość czyni z nas piechurów
I naturalną skłonność do dzikiego zjazdu
Namysł zamienia w posłuszne dreptanie,
A naszym śmiałym i słusznym zamiarom
Refleksja plącze szyki zanim któryś
Zdąży przerodzić się w czyn. - Ale cicho,
To Kannondelia! Nimfo! W swej szokowej głowie
Racz wspomnieć czasem me niedoszłe zjazdy!
http://allegro.pl/listing/user.php?us_id=2071386 SPRZEDAM !
GG:1560098
GG:1560098
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości