maro_donald - no tak, jeśli masz nenaganną technikę (o którą raczej trudno jeśli jeździsz turystycznie a czasm tylo katujesz rower - i o tym własnie mówie cały czas) lub nie przeszkadza Ci że raz na jakiś czas pokrzywisz koła to spoko. Oczywiscie ne chciałbym tutaj nieważyć autor wątku, po porostu oceniam wedug siebie, paadoksalnie gdyby więcej jeździł DH i FR niż Enduro to bym zapewne odchudził sobie rower.
A jeśli chodzi o oponki to tą drogą już odchudziłem sprzęt, używam wyłączne kapci co XC. Mogę "zdjąć" sporo z widelca, mam RST Alfalfa które waży 3,5 kg, nawe chcąc zostać przy 2-półce to mogę śmiało obniżyć masę o 0,5 kg, a zakładając jakiegoś Pike'a to nawet ponad kilogram, problem w tym że musiałbym dołożyc sporo kasy. Nie chodzi o to, ze mnie nie stać, ale jak bym połamał sprzet za 1000 zeta to byłoby mi szkoda, a widełek za 200 zotych to nie żal za specjalnie. Prawdopodobnie jak wszystko co posiadam drogie zacząłbym ten sprzęt oszczędzać, a zdecydowanie nie po to chcę rower zeby ładnie wyglądał, tylko po to, żeby dawać mu w dupę. Ale to jest na pewno jakis argument, dla kogoś kto się nie ogląda na cenę. Ta Alfalfa to jest jak dla mnie za mocna, dosć powiedzieć że cały czas jeżdzę z adapterami i piastą z ośką 9mm, taki to jest sztywny kloc, spokojnie nawet na moja technikę wystarczyłby jakiś jednopólkowy Sherman albo Pike i rzeczywiście jak ktoś jeździ na 66stce to jest pierwszy kilogram do "urwania".
Cały czas biję się z myślami czy nie założyć powietrznego dampera (przy czym głównym motywatorem nie jest niska masa, ale możliwość szybkiego i łatwego przekalibrowania jego charakterystyki ze skoków na normalną jazdę), ale chyba zastosuję inne rozwiązanie - zdobyłem dwie krótkie sprężyny, 650 i 800, akurat mieszczą się do mojego dampera. Liczę że uda się dzieki temu uzyskać pożądaną progresję. Co prawda Spaced kiedyś przekonywał mnie, że taki DHX Air wytrzymuje bardzo dużo, ale chłopak nie zdaje sobie sprawy jak grube błędy czasem zdarza mi się popełnić

zostanę więc chyba przy Vanilli. W każdym razie tutaj na pewno też jest do zbicia bardzo dużo, więcej niż pól kilo.
Dodatkowo mógłbym jeszcze przynajmniej o 0,5 kg albo więcej odchudzić koła, przy czym tak jak pisałem na początku - musiałbym często je centrować, ja już jeździłem na lekkich felgach no i nie do konca dawały radę. Teraz przyznaję bez bicia że popadłem w druga skrajność (Dartmoor Blizzard), spokojnie mogłem założyć coś ciutkę lżejszego, na swoje potrzeby jakieś 300-400 gramów mógłbym zyskac, nie opłaca mi się jednak już teraz unieruchamiać roweru i dawac kól do przeplatania, jakoś przeżyję ten dodatkowy balast. Ktoś kto ma lepszą technikę jednak może sporo tutaj oszczędzić, nawet grubo ponad poł kilo.
Rzeczywiście zatem jest możliwe osiągnięcie 16-17 kg przy sporej wytrzymałości, jest tylko kwestia czy gra jest warta świeczki. I to nie tylko z punktu widzenia wytrzymałosci, ale także pracy poszczególnych szpejów...
=====================================================
Kolejna sprawa - 160 mm skoku to mało? Ja własnie tyle mam na tylnym kole, sag ustawiony na 30-35 % (czyli bardziej jak do DH niż FR) i rzadko zdarza mi się dobić. Gdyby to był damper powietrzny to bym sobie mając w perspektywie skoki dopompował i zmniejszył SAG do 25 %, nie dobiłoby na pewno, jednak z takim ugięciem wstpnym ta rama i ten damper nie pracują najlepiej, rower traci czułośc na małe nierowności dltego nie moze tak zostać "na amen", dlatego kombinuję jak zrobić , żeby całoś dzalał bardziej progresywnie, jak się nie uda to przyjdzie powietrzny damper. Niezwykle rzadko przydaje się większy skok, przynajmniej w tym kraju, taki rowerek styknie IMO do wszystkiego.
Schodek - z tym, że 11-14 kilowy rower nadaje się do turystyki to nie będę polemizował, choć ja jak wizę coś co waży 11 kg to boję sie na to wsiadać - psułem juz mocniejsze rzeczy). Problem w tym,że to ma być wash&go, czyli do wszystkiego i trochę jednak do niczego. Wszystko kwestia ambicji, ja wychodzę z założenia, że po pierwsze nie potrzebuję roweru lepszego ode mnie po drugie z racji tego, że typowe DH czy FR jeżdzę dość rzadko wolę miec rower "na zapas", który wytrzyma więcej niż teoretycznie potrzeba. Duza masa przeszkadza mi tak naprawdę tylko na podjazdach, ale tak naprawdę to i tak większym problemem jest własne dupsko niż rower. Na hopach nie dążę do perfekcji, czerpię frajdę z samej jazdy a nie z tego, ze udało się pięknie skoczyć albo zaoszczędzić gdzieś pól sekundy na jakimś wirażu. W zawodach to ja startować nigdy nie będę, nigdy nie miałem więcej niż 4 z WFu, nie będę się wygłupiał i samorealizował się w czymś, do czego nie mam predyspozycji i generalnie zalecam takie podejście każdemu kto jeździ amatorsko.
===============================================================
Z innych rzeczy - skoro nie chce się kolega pochwalić co zapakował do Stinkacza to spróbujmy rozkminić fabryczny zestaw.
66stka - 3,2 kg - dużo, ale ja mam cięższy o 400 gramów uginacz
Roco -nie wiem ile dokładnie, ale raczej nie wiecej niż 1 kg, porównywalnie do Vanilli RC zapewne.
Obręcze - 700 g - trochę dużo, ale w dalszym ciągu para jest ćwierć kilo lżejsza mniej niż u mnie
Opony - tutaj rzeczywiscie "gong", mam połowę lżejsze, a więc 1,3 kg w plecy
Cała reszta to szpeje albo podobnie ważące do moich albo parę gramów mniej. W sumie więc zakładając różnicę w samych szpejach to Kona ma pozakładane graty, które ważą jakieś pół kilo więcej. Może jeszczetrzeba dourzucić mostek, bo u mnie jest zintegrowany, ale tak generalnie to wychodzi na to że ta rama jest 1,5 kg cięższa od mojej (Brodie Devo 2004, niestety nie znajdziesz nigdzie informacji o jej masie własnej, roweru też nie rozbiorę żeby ją zważyć, ale generalnie jest to pancernik patiomkin) co troszkę wykracza poza moje wyobrażenie... Kona jest jebitna, ale chyba nie bardziej niz moja ramka.