
Artykuł z strony fundacji Nautilus ^^
2 Kwietnia 2009 roku minął rok od naszego pierwszego pobytu w Czarnobylu. Wraz z Tomkiem Jaworskim uczestnikiem pierwszego wyjazdu udaliśmy się ponowie do Czarnobyla dokładnie w tym samym terminie. Pojechaliśmy tam głównie po to, aby dokończyć pewien eksperyment w Miasteczku Prypeć, dawnym mieście pracowników elektrowni. Rok temu zakopaliśmy w ziemi kilka drobiazgów i teraz będzie można sprawdzić, na ile rzeczywiście prawdziwe są tezy o silnym skażeniu gleby. Już teraz mogę powiedzieć, że korzystając z naszych prostych przyrządów mierniczych (ale bardzo skutecznych) można wykluczyć tezę o „apokaliptycznym skażeniu terenu wokół elektrowni”. Nie jest tak źle!
W czasie tego wyjazdu jedna rzecz jest warta odnotowania. To zakłady Jupiter na obrzeżach Prypeci. Pojawiały się tu i ówdzie pogłoski o rzekomym tajnym laboratorium, które jest cały czas czynne. I tu spotkała nas niespodzianka! W zakładach w jednej z hal słychać było pracujące maszyny. Niestety nie sposób było ustalić, co tam się dzieje, ale wiele wskazuje na to, że to laboratorium istnieje naprawdę...
Jeśli chodzi o promieniowanie w strefie zero, to tło radiacyjne w mieście Czarnobyl jest absolutnie w normie. Miasto wydaje się budzić się z ponad 20 letniego snu. Wszystkie działki w mieście Czarnobyl oraz okolicach zostały już wykupione. Sprzedawane były w pierwszym kwartale ubiegłego roku i były wyjątkowo tanie. Chętnych na działki było 2 razy więcej niż wolnych działek!
Wkrótce w Czarnobylu rozpoczną się pierwsze budowy obiektów mieszkalnych. Właściciele działek czekają na ostatnie pozwolenia na budowę. Jest to najlepszym dowodem na to, że w 2009 skażenie terenu nie zagraża ludziom w najmniejszym stopniu. Ludzie, którzy tam mieszkają, uprawiają zborze i ziemniaki, co widzieliśmy na własne oczy. Zabójczy mit Czarnobyla powoli traci swój blask.
W samej Prypeci są miejsca, gdzie promieniowanie jest tylko nieznacznie podwyższone. Co to oznacza w praktyce? Podobne wyniki uzyskamy w Warszawie pod Pałacem Kultury...
W mieście - co niesłychane - mimo zakazów mieszka "na dziko" kilka osób. Do budynków widać też doprowadzoną nowa linię energetyczną. Udało nam się nawet natrafić na jedno całkowicie zamknięte mieszkanie z zamkiem w drzwiach, co świadczy o tym, ze... ktoś tam mieszka! Jednego z tych mieszkańców widzieliśmy już w kwietniu ubiegłego roku.
Niestety zmorą miasta są turyści. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej miasto staje się zdewastowane przez wycieczki. Widać wyraźnie, że wiele osób pragnie mieć jakąś pamiątkę ze „strefy zero”. Szkoda, bo w końcu jest miejsce, gdzie zmieniła się historia świata...