pietryna pisze:2008 i 2009 to jest to samo. Po 2010 nie jest przewidziana wymiana ślizgów. Musisz wymienić całe golenie dolne. To jest informacja od gregorio.
wiem, że nie wypada tak za bardzo i niewiele wniosę do tematu, ale...
łaaaaaaahahahahahahahaaaaaaaaaaaahahahahahahahaaaaaaaaaaaaaaa...
nawet pomimo tego:
pietryna pisze:Nie zrobisz tego dobrze sam. Tzn. zrobisz ale konieczność zmiany ślizgów jest tak rzadkim zjawiskiem i w przypadku marzocchi wynika raczej z zaniedbania(wg. gregorio w 99% przypadków wymiana jest bezsensowna ale klient płaci, klient wymaga - im to obojętne... ja się spytałem czy trzeba a nie kazałem zmienić) niż długiego okresu użytkowania.
To też dowiedziałem się z gregorio - ślizgi są projektowane na całe życie amora(inna sprawa jak długie). W amorze z 2001 roku ślizgi nie wymagały wymiany.
Panowie, ameryki nie odkryję, ale dajecie się robić w bambuko, coraz bardziej. Pojęcie czasu życia produktu istnieje już od lat 50-tych zeszłego wieku, ale do rowerów wchodzi od całkiem niedawna i robi to z ryjem i ciężkimi buciorami.
Ile może pożyć amortyzator, który ma niewymienne ślizgi? 2 lata? 3?
W praktyce da się go pewnie męczyć nawet i 10, ale spójrzmy na to tak:
Obok rowerów, bardzo szybko rozwijają się motocykle, w tym ich zawieszenia. Od wielu lat aktualna jest metoda wyciągania ślizgów "na dauna" (nie używa się żadnych narzędzi za półtora miliona złotych) tzn po wykręceniu z lag bebechów, podważeniu uszczelniaczy kurzowych i zdjęciu seagerów, łapiemy jedną ręką za goleń zewnętrzną, drugą za wewnętrzną i MYK! "rozrywamy" je na dwie części. W efekcie w jednej z rąk mamy goleń wewnętrzną, a na niej uszczelniacz olejowy, dalej ślizg wkomponowany w goleń zewnętrzną, a na końcu ślizg znajdujący się na ladze wewnętrznej.
Zalecenie jest takie, żeby ślizgi wymieniać w miarę często (najlepiej co sezon), gdyż ich zużycie znacząco wpływa na pracę zawieszenia i dalsze zużycie podzespołów.
Amortyzatory motocyklowe przy całej swojej pancerności, wbrew pozorom nie dostają AŻ tak wielkich batów, jak mogłoby się wydawać, w porównaniu do rowerowych (masa przeciętnego rowerzysty z rowerem to ~90kg, motocyklisty z motorem 170kg, prędkości osiągane na dedykowanych trasach są zbliżone, a to prędkość jest głównym czynnikiem wpływającym na energię kinetyczną "ciała w ruchu").
Skoro zaleca się tak częstą wymianę ślizgów w motocyklach, gdzie lagi mają średnice 46-48mm (z grubsza), to golonki dzisiejszych amortyzatorów rowerowych i (ich ślizgi) również muszą ulegać zużyciu w jakimś zauważalnym czasie.
Jaki jest tego wniosek? Płacicie po kilka tysięcy, żeby wyrzucić je po kilku latach na śmietnik?
Wiem, że w praktyce zużycie ślizgów nie jest procesem nagłym i gwałtownym (w mojej z3 qr20 wymieniłem je w marcu i była to najpewniej pierwsza wymiana), ale jednak widać różnicę między amortyzatorem z dobrymi i kiepskimi ślizgami (jakość pracy, luzy, stan powłoki na goleniach). W przypadku wspomnianej Z3, amortyzator z drętwego, zamienił się w widelec pełen życia i chęci do pracy (a operacja wymiany była na poziomie
DH-luka pisze:zrobic kanapke z serem i jajkiem
).