Las3k_91 Ldz no nie do końca
pozwolę sobie wkleić fragment wywiadu portalu
dla pilota z pilotem efa asystującego 767
"Paweł Kralewski: Na jaką odległość udało Wam się zbliżyć do Boeinga i co było potem?
Kpt. Michał Kras: Byłem na tyle blisko, żeby widzieć szczegóły samolotu. Nawiązaliśmy łączność z załogą LO 16, (taki był CALL SIGN boeinga) i przekazaliśmy im informację, że rzeczywiście nie mają podwozia.
Kapitan był bardzo opanowany, dzięki czemu idealnie się rozumieliśmy. Tutaj wielki respekt dla jego kunsztu i opanowania. Również - wielki szacunek dla kontrolerów, którzy wspaniali zdali swój egzamin. Panowali nad sytuacją i kierowali całą akcją na ziemi nie wtrącając się w nasze sprawy.
Z załogą Boeinga porozumieliśmy się precyzyjnie. Bardzo szybko dowiedzieliśmy się od kapitana czego od nas oczekuje. Nie bardzo mieliśmy jak, ale bardzo chcieliśmy mu pomóc. Zwykle w takich sytuacjach procedura mówi, że samolot w celu przeglądu podwozia przelatuje nad wieżą z prędkością ok 250km/h. Nasza prędkość względem tego samolotu była zerowa mogliśmy oglądać go z bardzo bliskiej odległości, a więc widzieliśmy go "jak na dłoni".
Według mnie, wynik takiej obserwacji jest nieporównywalnie lepszy. Tak naprawdę nie wiem nawet jak jest skonstruowane podwozie boeinga, bo nigdy pod takim nie byłem. Potrzebowaliśmy więc informacji od załogi: czego tak naprawdę od nas oczekuje; jakich danych, jak wyglądają poszczególne panele, gdzie skierować nasz wzrok, gdzie ocenić ewentualne zniszczenia, czy wycieki.
Instruowani przez pilotów liniowca - na co mamy zwrócić uwagę - przekazaliśmy im faktyczny stan podwozia, a właściwie spodu samolotu, bo podwozia tam nie było. Staraliśmy się zrobić to na tyle dokładnie, na ile potrafiliśmy bez zbędnych niedomówień.
Poprosili również, byśmy sprawdzili, czy z tyłu samolotu, pod kadłubem cokolwiek wystaje? Chodziło prawdopodobnie o wysuwaną płozę ogonową, która zapobiega przytarciu częścią ogonową o pas startowy. Rzeczywiście coś na kształt płozy wystawało z ogona. Potwierdzająca odpowiedź bardzo ich ucieszyła. Zapewne było to w tym momencie bardzo istotne. Mogę tak jednak tylko przypuszczać, bo nie znam parametrów ani techniki pilotażu Boeinga 767. Nie mam obowiązku tego wiedzieć, ale człowiek się uczy całe życie.
Jeszcze jedna ważna rzecz. Podchodząc do samolotu zapytaliśmy ich, z jaką prędkością mogą lecieć. Było to dla nas szalenie istotne, ponieważ mieliśmy pełne zbiorniki paliwa (ok 9-10 tys. funtów na samolot), więc ich prędkość 160 węzłów była dla nas zbyt mała. W takiej konfiguracji i z taką masą z reguły szybciej podchodzimy do lądowania. Poprosiliśmy załogę Boeinga o zwiększenie prędkości do 190 węzłów i trzymaliśmy się za nimi oglądając sytuację z bliskiej odległości.
W pewnym momencie załoga postanowiła, że spróbuje grawitacyjnie otworzyć podwozie używając manewru ze zwiększonym przeciążeniem. Mieli nadzieję, że być może siła odśrodkowa pozwoli im to podwozie wysunąć. Było to zapewne trudne, bo nawet osłony podwozia nie były otwarte - samolot od dołu był zupełnie „gładki”.
Odlecieliśmy od samolotu na jakieś 5-7 mil obserwując go cały czas na naszych zasobnikach „snajper” w takiej odległości, aby mu nie przeszkadzać. Stanęliśmy cicho w kręgu na wschód od Warszawy i czekaliśmy w gotowości do podjęcia jakichkolwiek dalszych działań, jeśli bylibyśmy o to poproszeni. "
Całość można przeczytać tu:
http://dlapilota.pl/wiadomosci/dlapilot ... i-767-lo16