ENDURO TROPHY w Zawoji - relacja, wyniki
Druga edycja Enduro Trophy za nami. Tym razem zawitaliśmy w największej pod względem powierzchni, a także uważanej za najdłuższą, wsi w Polsce – w Zawoi. Jakby na przekór miejscówce, trasa tej edycji ET była chyba najkrótsza i najbardziej zwarta – jednak mimo wszystko daleka od popołudniowej wycieczki, o czym przekonali się na własnej skórze wszyscy startujący.
W bazie zawodów, umiejscowionej pod wyciągiem „Mosorny Groń” pojawiło się 109 osób. Po odprawie, na zawodników czekała mozolna wspinaczka w rejony szczytu, gdzie zaczynał się pierwszy odcinek specjalny – podjazd.
Tym razem organizatorzy zafundowali ścieżki wymagające nie tylko mocnej łydy, ale i odrobiny techniki. Dodatkową porcję atrakcji dołożyła aura – cały poprzedni dzień z nieba siąpił deszcz, przez co w zacienionych fragmentach trasy zalegało błoto, a wszystkie korzenie były zdradliwie śliskie. Po podjeździe króciutka dojazdówka prowadziła zawodników na Cyl Hali Śmietanowej, skąd zaczynał się najdłuższy w dniu zawodów odcinek specjalny – pierwszy z trzech zjazdów. Około 5 km długości i ponad 600 m w pionie gwarantowało różnorodność – od wyślizganych, usianych korzeniami rynien, przez górskie stromo opadające drogi do zapomnianych od lat singletracków znanych jedynie grzybiarzom. Po wyczerpującym zjeździe zawodnicy musieli z powrotem wyjechać w okolice szczytu Mosornego Gronia, by stamtąd ruszyć na kolejny odcinek punktowany – kolejny zjazd. Znacznie krótszy od poprzedniego odcinek, wiodący w całości niebieskim szlakiem turystycznym nie był zbyt wymagający technicznie, ale oferował coś, czego wszyscy uprawiający enduro poszukują niczym świętego Graala – niesamowitą płynność jazdy, czysty flow.
Po zjeździe kilkadziesiąt metrów wypychu błotnistą drogą zaprowadziło zawodników na start kolejnego odcinka, trawersu – choć bardziej pasowała by tu nazwa interwał. Na tym króciutkim odcinku, mimo że faktycznie spora jego część biegła ścieżkami trawersującymi stoki, najbardziej charakterystycznym momentem była mocno nachylona ścianka, którą należało pokonać… do góry. Zwycięzca kategorii podjazdowej pokonał ją biegnąc z rowerem na plecach! Po trawersie stawka po raz ostatni musiała dotoczyć się na Mosorny Groń, by tam wjechać na start ostatniego odcinka specjalnego. Był to zjazd, początkowo trasą DH a następnie kolejną porcją zapomnianych przez wszystkich singletracków. Z mety tego odcinka tylko 2 km zjazdu łagodnie nachylonym asfaltem dzieliło wszystkich od bazy zawodów…