Śmieszne historie ;)
Śmieszne historie ;)
Opowiadajcie wszystkie śmieszne historie jakie mialy miejsce w waszym życiu :P
Re: Śmieszne historie ;)
WeLeN pisze:Opowiadajcie wszystkie śmieszne historie jakie mialy miejsce w waszym życiu :P
rozumem oftopic, zamieszczamy tu tematy nie zwiazane z rowerami, no ale bez przegiec !!!
http://tiny.pl/42t5
^ Allegro - Zapraszam ^
^ Allegro - Zapraszam ^
-
- Posty: 485
- Rejestracja: 03.10.2005 21:58:33
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
a mnie razem z kumplem podczas wpychania rowerów pod pewna góre zatrzymała policja i zaczeli sie wypytywac skad mamy takie rowery, potem o kaski i ochraniacze pytali a na koncu policjant spytał czy czasem nie sprzedajemy bo ukradli takie 2 rowery i własnie trwaja poszukiwania. moze mysleli ze ktos w lisciach schował <lol2>
Odpływ w wannie był mi się zatkał. Psa prałem, sierści w rurę naszło.
Wybrałem się do lokalnego szopa w celu zaopatrzenia się w kreta czy inny zajzajer do odtykania (kolejną butelkę). [K]asjerka spogląda na mnie i kojarząc, że podobnego zakupu już dokonałem mówi:
[K] - Jedna nie starczyła?
[J] - No niestety nie, psa prałem bo już się wytrzymać nie dało, a teraz klops.
[K] (patrząc na rzeczonego kreta) - TYM??
Wczorajszy odpust parafialny, tak się złożyło, że przypadał na ten sam dzień, co pięćdziesięciolecie święceń kapłańskich jednego z naszych parafialnych księży. W związku z tym, na tę uroczystość przybyło wielu znamienitych gości (proboszczowie granicznych parafii, przeorzy zakonów, byli wikariuszowie i gość honorowy - profesor, prałat i przyjaciel jubilata) i reszta. Wszystko się niewiarygodnie ciągnęło, wreszcie doszło do składania życzeń przez wszystkich możliwych ludzi w kościele. Gdy się już wygadali, ksiądz jubilat zaczął podziękowania. Podziękował wszystkim za życzenia, księdzu proboszczowi za lata współpracy, a wreszcie prałatowi. I mówi:
- (...) ...poza trzynastoletnią współpracą i przyjaźnią, z księdzem prałatem łączy nas jeszcze jedna rzecz - MAŁY PTASZEK...
W tym momencie wszyscy zaczęli pokładać się w ławkach, co młodsi księża prawie pospadali ze swoich krzeseł, ksiądz prałat zrobił się cały czerwony, być może dlatego że to w końcu Poznań - miasto słynnej afery z biskupem Paetzem.
- ...malutka papużka, którą dokarmiam, gdy ksiądz profesor wyjeżdża - dokończył zupełnie niewzruszenie ksiądz jubilat.
Ostatnio zmieniłem robotę w armii na bardziej multimedialną - tzn. wszystkie rodzaje sił zbrojnych pracują wespół-zespól (mundurki kolorowe) czyli tyram w Inspektoracie Wsparcia Sił Zbrojnych. Mam tam koleżkę lotnika jajcarza, pewnie jeszcze nie raz o nim napiszę...
Zasłynął już pierwszego dnia jak wkręcił jakiegoś "zielonego", że niby F-16 zawróciły nad Atlantykiem bo wyleciały z ameryki na "letnich skrzydłach i oponach".
Potem wyzwał marynarza, że oni nie tylko nie są marynarką, ale nawet nie kamizelką wojenną... i jak gość się bronił, koronnym argumentem było:
- Wy tam nawet celnych rakiet nie macie
- Jak to?
- No macie typu woda-woda i woda-powietrze, a nie woda-okręt, woda-samolot...
Marynarz wymiękał dłuższą chwilę.
Był w centrum grodu Kraka przy nie istniejącej już jednostce wojskowej na ul. Rajskiej sklep mięsny, w którym zazwyczaj można się było zaopatrzyć nieco lepiej w cokolwiek nadającego się do zjedzenia, a co robiło za życia ’muu’ lub ’kwi’. Rzeźnik tamtejszy znany był z nieco ciężkiego poczucia humoru.
Tak to razu pewnego wspomnianemu rzeźnikowi tasak się nieco omsknął i dość solidnie naruszył palec wskazujący, rozcinając skórę wzdłuż tegoż palucha. Niezrażony niczym rzeźnik - jakby nie było - wojskowy - nie zważając na patrzące z przerażeniem panie w kolejce, wyciągnął naderżnięty palec ku górze, pooglądał - ocenił sytuację chłodnym okiem, po czym... położył szybko na blacie i szybkim ruchem odciął z szelmowskim uśmiechem resztę zwisającej skórki... Nie pamiętam ile osób uciekło.
Innym razem, rozdając upragnione przez gawiedź świńskie kopytki i ogonki tudzież inne uszy, uradowany rzeźnik w niecodziennym humorze wziął swój wspaniały tasak i trzymając go w artystycznej pozie rzucił głośno w tłum:
- "Komu jeszcze po ryju?"
Razu pewnego kobiecina wybrzydzała strasznie chcąc wyrwać co ładniejszy kawałeczek czegośtam kiedyś muczącego. Nic co rzeźnik oferował jakoś nie podchodziło klientce, ale kątem oka wypatrzyła delikwentka kawałek krówki, który jej w końcu pasował. Rzecze więc do naszego rzeźnika:
- O! o! tam pan ma - na pieńku!.
- Na pieńku, to zaraz paniusia ze mną miała będzie, bo mnie tu kolejka stoi - odrzekł rzeźnik.
Mamusi mojej kuchni się zachciało wyremontować. No to wzięliśmy się z bratem do roboty. Towarzyszył nam mój pierworodny.
Z polecenia "szefowej" miałem wykuć w ścianie otwór pod kratkę wentylacyjną. Wziąłem więc do jednej ręki młotek, do drugiej przecinak i wdrapałem się na taboret. Nagle do kuchni wpada Dżuniorek:
- O tata, krzywdę będziesz sobie robił?
Po pewnym czasie do kuchni przychodzi moja [Ż]ona z [D]żuniorkiem:
[D] - Sławek, co robisz?
[Ż] - Nie Sławek tylko wujek gówniarzu!
[D] - Wujek, gówniarzu, co robisz?
Parę lat temu, dokładnie 26 maja, wybrałem się na siłownię. W pewnym momencie na salę weszło dwóch przesterydowanych ABS-ów (ABS = Absolutny Brak Szyi). Młodzieńcy postanowili "robić dziś klatę", i w tym celu z dużym entuzjazmem zaczęli dociążać sztangę. Kiedy już oba końce sztangi spuchły jak główka nieszczęsnego dziecka z wodogłowiem, "intelektualiści" przystąpili do właściwej fazy ćwiczeń zapewniającej im przyrost masy mięśniowej. Jeden z nich (1) położył się na ławeczce i zaczął wyciskać sztangę, a drugi (2) go asekurował. Ciężar był chyba zbyt duży, bo twarz osiłka (1) zaczęła przybierać barwy od czerwonej do sinej, ale nie poddawał się, i udało mu się nawet wycisnąć cztery razy, wydając dźwięki takie jakie się wydaje mając gigantyczną obstrukcję. Jednak piąte podejście zdawało się być ponad jego siły.
1: pfffff... pffffff... pfffff...
2: Dawaj!
1: pfffff... pffffff... pfffff...ehhhhh... pfffff...
2: No, jeszcze raz! Jeszcze raz!
1: pfffff... pffffff... pfffff...
2: Za mamusię! ZA MAMUSIĘ!!!
1: pfffff...
2: Jest pięć!
Wpadły do nas zaprzyjaźnione klientki i zaczęły trajkotać z szefową i koleżanką na temat zwierzątek - co kto ma i jakie to milusie. Pieski, kotki, rybki i takie tam.
4 jazgoczące baby... Rejwach jak na jarmarku.
I coś mnie kuffa podkusiło bo chciałem się pochwalić, że nam jakieś wróble, czy inne tałatajstwo, uwiły gniazdko koło anteny.
Odczekałem aż nieco przycichną i:
- A ja mam fajnego, małego ptaszka... - i tu zrozumiałem co palnąłem...
Rechoty było słychać aż w magazynie, w którym nie wiedzieć czemu natychmiast się znalazłem...
Praca. Wchodzimy we dwie do kibla, ciągnąc rozmowę rozpoczętą na korytarzu.
Ja: Pokaż tą swoją…
Kasia: I co?
Ja: Eee, lipa… Masz taką dziurkę jak Marta – wąską, z cienką końcówką… Moja jest szersza…
Mina Pani Lidzi, która nagle z impetem wyleciała z kabiny – priceless. Raczej nie będę jej tłumaczyć, że rozmawiałyśmy o ładowarkach do Nokii.
Kawałki z autentyków w serwisie JoeMonster.org
Jak ktoś się tym interesuje to powinien ten serwis odwiedzać :P
Wybrałem się do lokalnego szopa w celu zaopatrzenia się w kreta czy inny zajzajer do odtykania (kolejną butelkę). [K]asjerka spogląda na mnie i kojarząc, że podobnego zakupu już dokonałem mówi:
[K] - Jedna nie starczyła?
[J] - No niestety nie, psa prałem bo już się wytrzymać nie dało, a teraz klops.
[K] (patrząc na rzeczonego kreta) - TYM??
Wczorajszy odpust parafialny, tak się złożyło, że przypadał na ten sam dzień, co pięćdziesięciolecie święceń kapłańskich jednego z naszych parafialnych księży. W związku z tym, na tę uroczystość przybyło wielu znamienitych gości (proboszczowie granicznych parafii, przeorzy zakonów, byli wikariuszowie i gość honorowy - profesor, prałat i przyjaciel jubilata) i reszta. Wszystko się niewiarygodnie ciągnęło, wreszcie doszło do składania życzeń przez wszystkich możliwych ludzi w kościele. Gdy się już wygadali, ksiądz jubilat zaczął podziękowania. Podziękował wszystkim za życzenia, księdzu proboszczowi za lata współpracy, a wreszcie prałatowi. I mówi:
- (...) ...poza trzynastoletnią współpracą i przyjaźnią, z księdzem prałatem łączy nas jeszcze jedna rzecz - MAŁY PTASZEK...
W tym momencie wszyscy zaczęli pokładać się w ławkach, co młodsi księża prawie pospadali ze swoich krzeseł, ksiądz prałat zrobił się cały czerwony, być może dlatego że to w końcu Poznań - miasto słynnej afery z biskupem Paetzem.
- ...malutka papużka, którą dokarmiam, gdy ksiądz profesor wyjeżdża - dokończył zupełnie niewzruszenie ksiądz jubilat.
Ostatnio zmieniłem robotę w armii na bardziej multimedialną - tzn. wszystkie rodzaje sił zbrojnych pracują wespół-zespól (mundurki kolorowe) czyli tyram w Inspektoracie Wsparcia Sił Zbrojnych. Mam tam koleżkę lotnika jajcarza, pewnie jeszcze nie raz o nim napiszę...
Zasłynął już pierwszego dnia jak wkręcił jakiegoś "zielonego", że niby F-16 zawróciły nad Atlantykiem bo wyleciały z ameryki na "letnich skrzydłach i oponach".
Potem wyzwał marynarza, że oni nie tylko nie są marynarką, ale nawet nie kamizelką wojenną... i jak gość się bronił, koronnym argumentem było:
- Wy tam nawet celnych rakiet nie macie
- Jak to?
- No macie typu woda-woda i woda-powietrze, a nie woda-okręt, woda-samolot...
Marynarz wymiękał dłuższą chwilę.
Był w centrum grodu Kraka przy nie istniejącej już jednostce wojskowej na ul. Rajskiej sklep mięsny, w którym zazwyczaj można się było zaopatrzyć nieco lepiej w cokolwiek nadającego się do zjedzenia, a co robiło za życia ’muu’ lub ’kwi’. Rzeźnik tamtejszy znany był z nieco ciężkiego poczucia humoru.
Tak to razu pewnego wspomnianemu rzeźnikowi tasak się nieco omsknął i dość solidnie naruszył palec wskazujący, rozcinając skórę wzdłuż tegoż palucha. Niezrażony niczym rzeźnik - jakby nie było - wojskowy - nie zważając na patrzące z przerażeniem panie w kolejce, wyciągnął naderżnięty palec ku górze, pooglądał - ocenił sytuację chłodnym okiem, po czym... położył szybko na blacie i szybkim ruchem odciął z szelmowskim uśmiechem resztę zwisającej skórki... Nie pamiętam ile osób uciekło.
Innym razem, rozdając upragnione przez gawiedź świńskie kopytki i ogonki tudzież inne uszy, uradowany rzeźnik w niecodziennym humorze wziął swój wspaniały tasak i trzymając go w artystycznej pozie rzucił głośno w tłum:
- "Komu jeszcze po ryju?"
Razu pewnego kobiecina wybrzydzała strasznie chcąc wyrwać co ładniejszy kawałeczek czegośtam kiedyś muczącego. Nic co rzeźnik oferował jakoś nie podchodziło klientce, ale kątem oka wypatrzyła delikwentka kawałek krówki, który jej w końcu pasował. Rzecze więc do naszego rzeźnika:
- O! o! tam pan ma - na pieńku!.
- Na pieńku, to zaraz paniusia ze mną miała będzie, bo mnie tu kolejka stoi - odrzekł rzeźnik.
Mamusi mojej kuchni się zachciało wyremontować. No to wzięliśmy się z bratem do roboty. Towarzyszył nam mój pierworodny.
Z polecenia "szefowej" miałem wykuć w ścianie otwór pod kratkę wentylacyjną. Wziąłem więc do jednej ręki młotek, do drugiej przecinak i wdrapałem się na taboret. Nagle do kuchni wpada Dżuniorek:
- O tata, krzywdę będziesz sobie robił?
Po pewnym czasie do kuchni przychodzi moja [Ż]ona z [D]żuniorkiem:
[D] - Sławek, co robisz?
[Ż] - Nie Sławek tylko wujek gówniarzu!
[D] - Wujek, gówniarzu, co robisz?
Parę lat temu, dokładnie 26 maja, wybrałem się na siłownię. W pewnym momencie na salę weszło dwóch przesterydowanych ABS-ów (ABS = Absolutny Brak Szyi). Młodzieńcy postanowili "robić dziś klatę", i w tym celu z dużym entuzjazmem zaczęli dociążać sztangę. Kiedy już oba końce sztangi spuchły jak główka nieszczęsnego dziecka z wodogłowiem, "intelektualiści" przystąpili do właściwej fazy ćwiczeń zapewniającej im przyrost masy mięśniowej. Jeden z nich (1) położył się na ławeczce i zaczął wyciskać sztangę, a drugi (2) go asekurował. Ciężar był chyba zbyt duży, bo twarz osiłka (1) zaczęła przybierać barwy od czerwonej do sinej, ale nie poddawał się, i udało mu się nawet wycisnąć cztery razy, wydając dźwięki takie jakie się wydaje mając gigantyczną obstrukcję. Jednak piąte podejście zdawało się być ponad jego siły.
1: pfffff... pffffff... pfffff...
2: Dawaj!
1: pfffff... pffffff... pfffff...ehhhhh... pfffff...
2: No, jeszcze raz! Jeszcze raz!
1: pfffff... pffffff... pfffff...
2: Za mamusię! ZA MAMUSIĘ!!!
1: pfffff...
2: Jest pięć!
Wpadły do nas zaprzyjaźnione klientki i zaczęły trajkotać z szefową i koleżanką na temat zwierzątek - co kto ma i jakie to milusie. Pieski, kotki, rybki i takie tam.
4 jazgoczące baby... Rejwach jak na jarmarku.
I coś mnie kuffa podkusiło bo chciałem się pochwalić, że nam jakieś wróble, czy inne tałatajstwo, uwiły gniazdko koło anteny.
Odczekałem aż nieco przycichną i:
- A ja mam fajnego, małego ptaszka... - i tu zrozumiałem co palnąłem...
Rechoty było słychać aż w magazynie, w którym nie wiedzieć czemu natychmiast się znalazłem...
Praca. Wchodzimy we dwie do kibla, ciągnąc rozmowę rozpoczętą na korytarzu.
Ja: Pokaż tą swoją…
Kasia: I co?
Ja: Eee, lipa… Masz taką dziurkę jak Marta – wąską, z cienką końcówką… Moja jest szersza…
Mina Pani Lidzi, która nagle z impetem wyleciała z kabiny – priceless. Raczej nie będę jej tłumaczyć, że rozmawiałyśmy o ładowarkach do Nokii.
Kawałki z autentyków w serwisie JoeMonster.org
Jak ktoś się tym interesuje to powinien ten serwis odwiedzać :P
Najlepszy trik: Dziobak ;) |..|
It's time for rock'n'roll bith
Plujemy I Spadamy
It's time for rock'n'roll bith
Plujemy I Spadamy
-
- Posty: 178
- Rejestracja: 10.12.2006 20:05:26
- Lokalizacja: Katowice
- Kontakt:
a ja jak jechałem w nocy ze stoku narciarskiego na biku za kumplem i nagle on mi zniknoł. po chwili zobaczyłem go wstającego jakieś 2 metry przede mną. nie było szans żeby sie zatrzymać. dostał z łeba w klate przejechałem po jego rowerze, potem kumpel miał trawe w wentylacji fullface'a..
niech rower będzie z Tobą!!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Amazon [Bot], Semrush [Bot] i 1 gość