Dzisiaj rano zauważyłem że amortyzator (boxx wc 09) zrobił się trochę miękki, to chciałem trochę dopompować, podłączam pompkę i pompuję, wiem że zwykle trwa to długo, ale tym razem wydawało mi się że muszę się więcej na machać niż zwykle, ale kij dopompuje do tych 110psi, odłączam pompkę wsiadam na rower, a tu kamień, nic się nie ugnie. Spuściłem powietrze przez korek i dalej sztywny, stwierdziłem że powietrze musiało się dostać w dolne lagi.
Wieszam rower, odkręcam koło, i biorę się za imbusa na dole, wiem że jest tam spore ciśnienie i że jest to jedyna droga żeby spuścić powietrze, odkręcając tą śrubkę ze świadomością że może być to niebezpieczne czułem się jak saper, jedną ręką zasłaniam się tacką na olej, a drugą wykręcam po kawałku (cały czas z dużym oporem) i stukam młotkiem, za którymś odkręceniem jak nie jebło, nie wiem jak to się stało ale coś rozcięło mi palca, ręka cała w oleju przez co krew od razu spływała, w uszach piszczy mi do tej pory.
Jutro zobaczę czemu tak mu się zrobiło i dobrze ze udało mi się odnaleźć śrubkę
Trzeba było zostać przy sprężynie, mniej awaryjnie
Lancit, też to widziałem albo coś podobnego. :P Ja dziś miałem dość pechowy dzień. :/ Wróciłem z koloni, półtora godziny spóźnienia, ale kit. Wracam do domu, zjadłem coś, dobra trzeba po 2 tyg. w końcu wsiąść na rower coś polatać. Byłem 300m od miejscówki, dobra, poszła dętka, nwm chyba łatka się odkleiła albo znowu gdzieś przebiłem, dętki przy sobie nie miałem, na szczęście po chwili przyjechał rowerkiem tata z nową. Założyłem nową i biorąc się za pompowanie coś w pompce zepsułem, powietrze uciekało przez rączkę, coś jest nie szczelne. Czekamy na przejezdnego rowerzystę z pompką. Jeden nie ma, drugi nie ma, trzeci nie ma, czwarty miał, ale nie chciało mu się zatrzymać, w końcu znalazłem pana co mi pompki użyczył i dojechałem na stację dopompować dętkę. Jest git. Jadę sobie dalej w stronę domu, bo stwierdziłem, że już za późno na latanie. Jestem z 1km od domu, kask podniesiony powyżej oczu, bo gorąco, a byłem kawałek za dłuższym, szybszym zjazdem i nie chciało mi się zapinać kasku do plecaka, bo już blisko domu. Nagle pochylone nisko nad ziemią drzewo, wiele razy pod nim przejeżdżałem i było git więc jadę i bum, fullface na ziemi. Kilka nowych zadrapań i pęknięty daszek pod spodem przy regulacji w 661. Wnerwiony już całkowicie dojechałem do domu, już się nic nie wydarzy, luz. Biorę super glue do daszku, klej szybkoschnący, ale myślałem że to znaczy że mi się sklei ładnie w jakieś 5 minut, a nie że jak mi się wyleje kawałek na palec do 3/4 zaschnie zanim zdążę dobiec do zlewu. No ale dobra, jakoś klei zszedł z palców, daszek sklejony, wszystko działa. Mam nadzieję, że nic się już nie wydarzy dzisiaj.
Opowieść z wyjazdu na Czarną Górę na MP. Ja się z tego śmieje, moi kumple za kilka lat też może będą się z tego śmiać... Ja zajarany wyjazdem otrzymałem misję aby załatwić noclegi. Myślę sobie "hmm, prościzna " więc odpalam wujka google i wpsiuje "Czarna Góra noclegi. Patrzę, że to miało być w Polsce wiec te zagraniczne Czarne Góry ominąłem. Patrze kawałek dalej i.... i jest to czego szukałem, wolne pokoje, ładnie i 25 zł za dobę i pod wyciągiem. "No kurde, idealnie!" Zadzwoniłem, odebrał pan Andrzej, dogadałem się, że będziemy wtedy i wtedy, dał mi wskazówki dojazdu , wszystko ok. Pod koniec drogi mieliśmy do niego zadzwonić i dowiedzieć się co i jak, jesteśmy po 21.30 gdzieś na pustkowiu w Czechach, pusta droga, nic w okół i my. Dzwonimy o wskazówki dojazdu po czym pan Andrzej się pyta "Ale jak to Czechy? Którędy jedziecie?" no to tłumaczymy i nagle on coś mówi, że dziwnie jedziemy i on nie wie jak my do tego zakopanego dojedziemy.
-"Panie, jakie Zakopane?"
-"No Zakopane."
Wynająłem pokój nie w tej "Czarnej Górze" xD I to spojrzenie kolegi gdy powiedział "Nie no Kuba prze c**j jesteś" i o 22 w ciemnym zadupiu dzwoniliśmy i szukaliśmy noclegów. O dziwo udało się za 40 zł wyrwać coś. Jakoś sobie poradziliśmy Spoko, jak koledzy będą starzy i nie brzydcy... ...w sumie już są brzydcy więc jak będą starzy to kiedyś się będą z tego śmiać czyli prawdopodobnie kilka lat.
Kumpel zrobił podobny numer 3 lata temu, miał dojechać na Czarną pojechał do Czarnej Góry za wskazaniem GPS. Jechał ze Śląska więc 400 km poszło się paść.