"Teraz ty" - rzucił do mnie Kacper po skończonym okrążeniu.
No dobra, ruszam. Nabieram prędkości i pierwsza hopka. Bez problemu daje rade. Potem 2 kolejne. Ok. Następna wyszła zajebiście, bardzo czysto. Już podchodzę pod największą, przedostatnią hope i...... . Słysze głos Kacpra i jakiegoś faceta.
Kacper wrzeszczy: "Stój kur**", a facet "Kamilu, uważaj".
Zapewne zapytacie kto to Kamilek? Kamilek ma około 4 - 5 latek i jeździ na rowerku z bocznymi kółeczkami. Niby nic, jednak jechałem bardzo szybko, a Kamilek był... raptem 3, góra 4 metry przedemną. Nim zareagowałem był 2 metry. Hmmm, co robić. Rozjechać czy spierdolić się przy prędkości 20 na godzinę. Wybrałem na nieszczęście to drugie.
Ostry skręt, jakieś krzyki w tle a ja poniewieram się po krzakach, i mordą wale o skarpę. Cudnie. Leże. Po kilku sekundach otrzeźwiałem i z obolałymi ale niepołamanymi kończynami wstaje. Biorę rower i wchodzę na tor z którego kilkoma sekund temu wypadłem. Patrze, a dzieciak siedzi na rowerku i ryczy.
Kacper stał już tam.
"Ale za*******, nic ci nie jest?"
Patrze z pogardą na dzieciaka... . Właściwie, mogłem się ciężko uwalić. Dalej leżały kamienie, był krawężnik i parking.
Podbiega wspomniany wcześniej mięski głos. Był to tatuś gówniarza.
Podbiega i ogląda synka. Wstaje z synkiem którego trzyma za ręke i rzuca w moim kierunku:
- Gówniarstwo, na tor mi spieprzać, gdyby Kamilkowi...
Usiadłem, odezwał się za to Kacper:
- To jest tor...
- Dzieci tu się bawią, idioci. Ile macie lat? Nie widzicie dziecka na rowerku
- A co pana to obchodzi ile mamy lat?
- 14 - odezwałem się z tyłu - mam 14 lat...
- 14 lat a taki głupi - zaczął ściskać swojego dzieciaka - A ty skurwi*** nie rzucaj do mnie takich słów, bo twój kolega nie jestem
- Kolega nie, ale przygłup większy. Pan nie widzi, że to jest tor a nie piaskownica? Mówi się dziękuję, że Mateusz (tak mam na imię) nie zmasakrował tego gówniarza a sam się spier***** z roweru! Nie dociera to do pana? Tutaj się skacze! To jest tor do dirtu!
Facet włożył ręke do kieszeni i zadzwonił po policje. Przyjechali po kilku minutach. Opowiedziałem im całą historię. Facet powtarzał im, że mogłem zabić jego synka. I tutaj, mimo mojej mocnej pozycji (w końcu to tor.) zdziwiłem się wielce. Facetowi kazali sobie pójść, nam natomiast spisali dane, po czym kazali "zmykać". Byłem tak wkurzony, że połamałem sobie manetki na kierownicy - powyrywałem je. Teraz mam ochote wziąć kija i ujeb**** tych 2 psów i tego tatusia. Teraz chyba bym już nie skręcał tylko prosto w tego gówniarza wjechał.
-----------------------------------------:
To tyle odemnie. Przykre, że bikerzy są tak poniewierani nie tylko przez innych ludzi ale jak się okazuje i stróżów prawa.
Sorki, że jest tyle przekleństw, ale jestem do bólu wkurw.. rzony
