Puchar Skrzata - Wisła Stożek story

Niedoczekanie wasze, nie uderzymy w kombatancką nutę. Nie żeby nas nie kusiło, ale tym razem pogoda nie wystawiła aż na taką na próbę hartu naszego ducha. Owszem, trochę pokropiło w trakcie drugiego przejazdu, ale to tylko nędzne popłuczyny w porównaniu z tym, co przeszliśmy, a raczej przepłynęliśmy w Trupim Lesie. Skończyło się więc na straszeniu ulewami i burzami, które tym razem szczęśliwie ominęły Stożek, premiując małych i dużych ludzi wielkiej wiary, ufających że będzie dobrze – toż to już trzecia odsłona Pucharu Skrzata, więc wszystko musi się odbyć zgodnie z planem. I się odbyło, ale trzeba przyznać, że w zasadniczej większości kolejność skrzatów została ustalona już po pierwszym przejeździe (w naszych zawodach liczy się najlepszy czas obu przejazdów). Wspomniana mżawka, która nie była w stanie popsuć nam samopoczucia (co to, to nie, to-nie-my to-nie-my), znacząco pogorszyła warunki na trasie i tylko kilku zawodników zdołało poprawić czas z pierwszego przejazdu, i to nie tylko wśród skrzatów, ale również w gronie starszych kolegów z obozu Totalbikes, którzy w liczbie dziesięciu zgłosili gotowość ścigania się ze skrzatami. Nawet Sławek Łukasik, który wystartował po stawce zawodników, za drugim razem pojechał o całe jedenaście sekund wolniej. Nie odmalowalibyśmy zatem pełnego obrazu tej edycji, gdybyśmy nie odnotowali, że choć w grupie chłopaków z rocznika 1999-2000 swoją dominację potwierdził Filip FilipPo Rawicki, osiągając w pierwszym przejeździe czas dnia (wśród skrzatów, rzecz jasna), to w drugim biegu dał się on objechać przez czarnego konia tej edycji – Kubę Konia Koniuszewskiego. Przy pierwszym podejściu Koniu był wolniejszy od FilipPo o niecałe dwie sekundy, a jako że, jak zapowiedział na mecie, miał do urwania jeszcze pięć sekund, spodziewaliśmy się dramatycznej walki w finale. W efekcie Koniu pojechał na maksa, osiągając w drugim biegu, pomimo niesprzyjających warunków, czas tylko o trzy sekundy gorszy od pierwszego i był to trzeci czas wśród wszystkich skrzatów (gdzie drugi wynik należał również do niego), uprawniający go do noszenia od tej pory tytułu niekoronowanego króla błota. Dla porównania powiedzmy, że FilipPo był za drugim razem wolniejszy o ponad pół minuty, ale też jechał ze świadomością, że zwycięstwo ma już zapewnione po pierwszych przejazdach. W konsekwencji w jeździe po maśle, jakim pokryła się w tzw. międzyczasie trasa, lepszy od FilipPo okazał się także Jakub Kudłaty Wanik, który ostatecznie uplasował się na trzeciej pozycji, z żelazną determinacją walcząc o punkty w generalce, gdzie po trzeciej edycji zajmuje drugie miejsce i wciąż jeszcze może przeprowadzić szturm na najwyższe podium. Również Michał Wyso Wysopał, który, jak dotąd jako jedyny, zdołał zdetronizować FilipPo, odbierając mu w drugim przejeździe na Górze Kamieńsk palmę pierwszeństwa, objechał naszego lidera „po mokrym” (w pierwszym przejeździe spadł mu łańcuch, więc, pomimo wielkiej woli walki i wiary w powtórny sukces, wiele nie porządził). Trzeba odnotować, że w generalce Wyso zebrał taką samą ilość punktów co Kudłaty, więc należy się spodziewać pomiędzy nimi ostrej walki na Mosornym Groniu, a i FilipPo nie może spocząć na laurach, chociaż po pierwszej edycji w Trupim Lesie, gdzie FilipPo zdeklasował konkurencję, wydawało się, że główne trofea w tej kategorii są już rozdane. Kriss Kaczmarczyk także nie może sobie pozwolić na spoczynek na laurach, bo na Stożku szybszym wśród chłopaków z rocznika 2001-2003 okazał się być Igor iGEE WypiórTON i to z czasem o prawie pięć sekund lepszym (w efekcie iGEE zajął trzecie miejsce w rywalizacji open). Co prawda, drugi przejazd – „po mokrym” – należał do Krissa, ale był on dużo wolniejszy od pierwszego i nie wpłynął na rozkład miejsc, spośród których trzecie, wskutek wakacyjnej absencji, pozostało nieobsadzone (warto jednak zauważyć, że wakacje nie odbiły się negatywnie na frekwencji najstarszych skrzatów, których tym razem zgłosiło się aż dziesięciu). Liczniej na Stożku wystąpili chłopcy z rocznika 2004 i młodsi, bo ścigali się oni w gronie trzyosobowym. Tutaj odbyło się bez niespodzianek, albowiem tryumfatorem pewnie został 6,5-letni Mikołaj MaYki Zychowicz, ewidentnie odstający stylem jazdy od konkurencji – aż chciałby się go zaprosić do starszej kategorii. Na drugiej pozycji uplasował się zwycięzca z Trupiego Lasu – Borys BorClaw Czerniak, który po pauzowaniu w hardcorowym stylu (przekonacie się po obejrzeniu wideorelacji, którą zaprezentujemy już niebawem) powrócił do gry. Trzecie miejsce należało natomiast do najmłodszego skrzata – 5,5-letniego Adama Adika Skórczyńskiego, niezmiennie finiszującego z urokliwym bananem, stanowiącym dla nas, jako organizatorów, najlepszą nagrodę.  Dziewczyny także zaszczyciły nas liczniejszą reprezentacją, wskutek czego Marta maRA WypiórTON musiała mocniej depnąć na pedały, ażeby potwierdzić dominację w swej kategorii. Drugie miejsce przypadło w udziale Martynie Darcy Czerniak, która debiutowała w naszych ścigankach, do tej pory jedynie przyglądając się z dystansem wariactwom dzieciaków. Tym razem jednak zbrejkowała wszystkie rule i złamała barierę strachu, a w nagrodę znalazła fun na funparku. Przy okazji wyjaśnijmy, że przedszkolaki i dziewczynki ścigały się po stokówce, zwanej również trasą enduro, która w końcowym fragmencie przechodziła w bandy funparku. Natomiast starsze skrzaty zaczynały na sekcji freeride (pod wyciągiem), następnie trawersowały na stromą i krętą downhillówkę, gdzie odbywały się zawody Joy Ride Open, by finiszować na wspólnej dla wszystkich linii funparku. I po takiej właśnie trasie puściliśmy najszybszych w tej edycji – uczestników obozu Totalbikes, którzy swoimi wynikami dowiedli dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie marnowali czasu w trakcie pierwszego turnusu na Stożku, osiągając czasy o co najmniej dwadzieścia sekund lepsze od najszybszych skrzatów (choć byli i tacy, którzy dali się kilku skrzatom objechać;-). A po drugie, że zmienianie opon nie stanowi ich ulubionego zajęcia. Większość bowiem w drugim przejeździe – "po mokrym" – wystartowała na tych samych gumach, co w pierwszym, gdzie jechało się niemal po pieprzu, czym odebrali sobie szansę na większe przetasowania. Nie powinno to jednak dziwić, skoro startujący poza stawką Sławek Łukasik także nie założył wetów, ale trzeba mu oddać sprawiedliwość, że nie miał na to czasu, asystując skrzatom podczas zawodów (dla bezpieczeństwa każdy skrzat jedzie w asyście dorosłego ridera, który służy gdy potrzeba pomocą techniczną i stale wsparciem psychologicznym;-). W efekcie najszybszy w kategorii Totalbikes był Piotr Żółty Roszkowski, objeżdżając m.in. Tomasza Gindę i Dominika Królika Króla. Co ciekawe, w drugim przejeździe kolejność tych dżentelmenów była odwrotna, jednak, podobnie jak w skrzatach, nie wpłynęło to na końcowe rezultaty.

Komentarze

Bijcie brawo wszystkim Skrzatom !!!
Są wspaniali, jak najlepsi bikerzy.

Rodzice wyłączcie dzieciakom komputery i dajcie im rowery.

Pozdrawiam wszystkich wkręconych w DH !!!

A szczególnie wszystkie SKRZATY !!!

Kudłaty