W sobotę 14 kwietnia w Belgii odbyła się pierwsza w historii runda 4X Pro Tour 2012 – serii, która zastąpiła dotychczasowy Puchar Świata (World Cup) w four crossie. Swoje wrażenia z Houffalize opisują zawodnicy klubu MTB Wieża Anna Szczawno-Zdrój: Robert Kulesza, Mariusz Jarek i Piotr Paradowski oraz debiutujący w tym sezonie w kategorii Elita 17-letni Gustaw Dądela.
GUSTAW DĄDELA, 21. miejsce
To były moje pierwsze zawody Pucharu Świata w życiu. Wyjeżdżając z Wałbrzycha starałem się nie myśleć o randze tych zawodów. W dniu eliminacji czułem się świetnie - wyspany, wypoczęty i pełen sił. Przed treningiem bałem się hopy na starcie, na której rok temu się połamałem. Myślałem, ze nie dam rady, jednak okazało się inaczej. Dwa najazdy i pierwszy jump hopy za mną. Za każdym następnym razem robiłem to szybciej i niżej.
Wreszcie nadszedł oczekiwany moment - godzina 21:30 (rozpoczęcie eliminacji). Gdy stanąłem na bramce, moim jedynym planem było niepopełnienie żadnego błędu aż do mety. No i udało się - poza małą wpadką z wypięciem buta pod mostkiem. Startowałem chyba 49., wykręciłem 9. czas. Byłem szczęśliwy, gdyż wiedziałem, że na pewno przejdę eliminacje. Okazało się potem, ze miałem ostatecznie 26. czas.
Następnego dnia na treningu nagraliśmy z chłopakami trzy filmiki kamerką GoPro, wystartowałem kilka razy z bramki i pojeździłem resztę toru. W pierwszej czwórce nie natrafiłem na nikogo bardziej znanego, co dodało mi pewności siebie. Startowałem z toru nr 2. Na pierwszej hopie byłem koło w koło z przeciwnikiem z 1. Wyścig bardzo mi się podobał, nikt nie odpuszczał aż do mety. Dojechałem drugi, co oznaczało, że wszedłem do 32 najlepszych zawodników.
W drugim wyścigu trafiłem na Kamila Tatarkovica, Hannesa Slavika i przeciwnika z wcześniejszego biegu. Na bramce zostałem trochę z tyłu, ale dogoniłem tamtych, wyprzedziłem jednego i dojechałem trzeci. Ostatecznie zająłem 21. miejsce.
Zawody bardzo mi się podobały - dobra organizacja (choć mało czasu na trening), dobre towarzystwo i oczywiście rower. Uważam, że mój wynik jest dobry, ale na zawodach 5 maja na Słonecznej Polanie w Szczawnie-Zdroju mam zamiar zrobić jeszcze lepszy!
ROBERT KULESZA, 24. miejsce
Kwalifikacje poszły mi średnio dobrze. Przejazd miałem generalnie dobry z jednym błędem - wpadłem w poślizg na drugiej bandzie. Mało się nie wywróciłem, musiałem się wypiąć i podeprzeć, sporo na tym straciłem, ale eliminacje przeszedłem z 54. czasem.
Następnego dnia pierwszy bieg finałowy był dla mnie szczęśliwy, choć - mając najsłabszy czas – stawałem na bramce ostatni. Zostało mi miejsce najgorsze, pierwsze od lewej. Jednak - po całkiem dobrym starcie - dwóch przeciwników ze środka bramki popełniło błędy i nie skoczyło drugiej przeszkody, dzięki czemu wbiłem się na drugą pozycję, na której dojechałem do mety.
Druga czwórka nie była już taka łatwa - znów otrzymałem najgorsze miejsce startowe. Wyjście z bramki miałem dobre, praktycznie na równi ze Scottem Beaumontem i Petrikiem Brucknerem. Czwarty zawodnik został w tyle i po pierwszej bandzie wszedłem na trzecią pozycję. Próbowałem wyprzedzać, ale Beaumont i Bruckner jechali ciasnymi liniami dobrze się osłaniając, przez co było to bardzo trudne zadanie (biorąc pod uwagę również to, że jedzie się z szybszymi przeciwnikami). Doprowadzając do mety trzecią pozycję i przechodząc przez pierwszą rundę ostatecznie uplasowałem się na 24. pozycji.
Podsumowując: start w Belgii uważam za udany. Mimo braku przygotowania i roztrenowania jakoś sobie poradziłem, był to mój drugi i trzeci dzień na rowerze w tym sezonie. Sezon rusza pełną parą, więc mam nadzieję, że forma powoli przyjdzie. Kolejne zmagania fourcrossowe w maju na kolejnej edycji 4X ProTour w Szczawnie-Zdroju. Do zobaczenia!!!
MARIUSZ JAREK, 43. miejsce
Mój pierwszy start w zawodach w nowym sezonie był całkiem niezły pod względem rozjeżdzenia się i mojej pewności siebie. Jeśli chodzi o kwalifikacje, poszły mi miernie - niecałe półtorej godziny treningu na kompletnie nieznanej mi trasie to trochę za mało. Dolną część trasy jechałem po raz pierwszy dopiero w kwalifikacjach. Trasa była ekstra, nawierzchnia, za którą przepadam, trochę luźnych kamieni. Minus to brak hopek, niestety. Start naprawdę stromy na trzy solidne obroty korby i mocne szarpnięcie na pierwszej przeszkodzie. W miarę długa prosta, zakończona przyjemnymi belkami z fajnie profilowaną bandą. Dla mnie bomba.
Dzień finałów bez większych sensacji pogodowych, ewentualnie trochę za zimno, ale jak na 21:00 to normalne.
Większość treningu w sobotę opierała się na bramce i pierwszej bandzie. 12 do 15 startów ciągle z czwartej pozycji na bramce (która i tak mi przypadała ze względu na czwarty czas) szło mi bardzo dobrze. Bramka płynna i szybka, nie spóźniałem się ani razu.
Najbardziej od lewej miałem Kamila Tatarkovica. Mój start był na równi z Kamilem, ale moja droga do pierwszego zakrętu była zbyt długa, przez co drugi zawodnik od lewej zdążył się zmieścić... Taki jest racing, jak robisz słaby czas kwalifikacji, to sporo musisz się nakręcić, żeby wejść dalej. Dojechałem trzeci, skończyłem zawody na 43. pozycji.
Jestem zadowolony z mojej bramki i pierwszej prostej, natomiast czasówka poszła mi fatalnie. Jeśli chodzi o wyjazd od strony nie racingowej, to było elegancko - tworzymy razem naprawde fajną ekipę, dobrze się dogadujemy i czujemy w swoim towarzystwie.
Następne zawody z serii 4X Pro Tour odbędą się na naszym polskim pięknym torze w Szzzzzzczawnieeee, więc lepiej, żeby Was tam nie zabrakło, bo będzie to najlepsza edycja i będzie rock&roll!!!
PIOTR PARADOWSKI
Mój pierwszy start w tym sezonie, a zarazem pierwszy w historii Pro Tour, zapowiadał się bardzo obiecująco. Po bardzo dobrze wykorzystanym czasie zimowym czułem się naprawdę dobrze fizycznie, jak i psychicznie, co było widać na treningach przed kwalifikacjami. Mimo tego, że nie było zbyt wiele treningu, bo zaledwie 1:15, to bramka - jak i cała trasa - siadała mi tak, jak powinna siadać .
Kiedy przyszła moja kolej i stałem już na bramce startowej, byłem spokojny o przebieg mojego przejazdu. Niestety zaraz po starcie najechałem na kamień, złapałem tzw. kapcia i uszkodziłem obręcz. Jak wiadomo na kapciu niewiele mogłem zrobić, wiec powoli dotoczyłem się do mety, nie kwalifikując się do zawodów. Na szczęście reszta ekipy nie miała takich przygód i bez problemu zakwalifikowała się.
W kwalifikacjach, jak i finałowych przejazdach najlepiej poradził sobie Gustaw, z którym trenowałem całą zimę i - jak widać - nie poszło to na marne. Przyglądając się zagranicznym zawodnikom największe wrażenie zrobił na mnie Jakub Riha, który 4X ma we krwi, co widać w każdym jego przejeździe.
Co do organizacji zawodów, to nie było się do czego przyczepić. Wszystko przebiegało płynnie i bez problemów. Frekwencja zawodników, jak i widzów była naprawdę wysoka, co sprawiło, że te zawody śmiało mogę zaliczyć do jednych z najlepszych, w jakich brałem udział. Już niebawem kolejny start, więc będę mógł się odkuć. Do zobaczenia na kolejnym Pro Tour w Szczawnie-Zdroju!